środa, 26 sierpnia 2020

To się wrypałam

 Ponieważ system edukacji państwowej, tudzież tzw. układziki-ludziki, zabiły na śmierć w zeszłym roku szkolnym moją motywację do pracy, a pracować nadal muszę, co by nie zemrzeć na starość, znalazłam inne rozwiązanie i... jestem przerażona.

Dobra, mniejsza o szczegóły. Zatrudniłam się w szkole prywatnej i... nie wiem, czy czaję ten blues. Lekcja jest trudna ale w swoim czasie musiałam podjąć decyzję o zmianie. No to mam. Czwarty dzień siedzę jak na jakimś egzotycznym kazaniu i próbuję obczaić, jak to wszystko ma działać a, przede wszystkim, jaka jest moja rola w tym, zapieprzającym wg nie znanych mi zasad, kalejdoskopie. Ogromna korzyść to fakt, że w zasadzie używany jest tu angielski i, niezależnie, jak długo tu zabawię, wyszczekam się w wymowie, i, być może, pomyślę o jeszcze innych rozwiązaniach, za jakiś czas. 

Grunt to nie tkwić w czymś, co cię gnoi. Ot, zawsze się można pocieszyć i szukać zarówno zrozumienia jak i możliwości, które sytuacja pewnie w sobie kryje. No, i to jest ta moja tegoroczna wyrypa. Co ja tutaj odkryję...

Wracając do Fogaraszy.

Cała sytuacja ze schodzeniem do schroniska Podragu zakończyła się szczęśliwie. Zwinna grupa Ambrożego była pobłądziła i się tutaj, przed nami,  nie pojawiła... Horror, który przeżyliśmy,   był porażający. Stoisz w strugach deszczu, wyczerpany, ledwo żywy, z nadzieją na szybką herbatę i jakiś ludzki odpoczynek, a tu połowy ludzi nie ma. Ciesz się. Odpoczywaj. Jeszcze lady ze schroniska mówi, że zasięg niemożliwy. TOPRu ni mo. No strach. Ale zaraz pojawia się łeb Ambrożego i wszystko puszcza. Luz. W końcu, po dwudniowej tułaczce mamy normalny dach nad głową i możliwość noclegu w ludzkich warunkach. Chwała Niebiosom nad nami, że nad nami czuwały.

Ogólnie, było tam bardzo miło. Wprawdzie lady dała nam z początku popalić z Julą i usadziła ja w szopie, niemniej Jula nie była dłużna a jej jazgot rozchodził się daleko po Fogoraszach. Lady przyszła w końcu poinformować nas, że pies może z nami nocować. Od tego momentu wszystko było cacuni. Wszyscy odnosili się do nas z sympatią a jeden Rumun poprosił o wspólne zdjęcie:


Jego tata brał w swoim czasie udział w Wyścigu Pokoju. Nazwiska nie pomnę, ale bywał i na podium.

Następnego dnia z rana, przez ciężkie chmury przebiło się słońce, gorące.... Wysuszyliśmy nieco łachmany i wyruszyliśmy na ostatni odcinek tej porąbanej wyrypy. Ciąg dalszy niebawem.











2 komentarze:

  1. Co do systemu edukacji to się zgodzę. Wszędzie są układy, a i ja jestem zadowolona, że już się nie męczę ^^
    Mam nadzieję, że wszystko w porządku! Pozazdrościć takich przygód - co prawda niebezpieczne i bardzo emocjonujące, ale nawet takie wspaniale się wspomina :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Alex co u Ciebie. Jak dalsze plany? Wrocław? Dalej? Ciekawa jestem, co z tego pąka rozkwita😉🤗

    OdpowiedzUsuń