wtorek, 2 lipca 2019

Jak to

Jak to się dzieje, że gdy piszę o sprawach globalnych, problemach świata a nie o swoim osobistym grajdołku, zainteresowanie tekstem jest jakieś dwa razy mniejsze niż wtedy, gdy piszę, jak mi zszedł dzień czy inne duperele, bez odniesienia do problemów wielkiego, odległego świata polityki i rozstrzygnięć na najwyższym poziomie decyzyjnym. Otóż wolimy w temacie polityki milczeć a w temacie, jak iksińska spędziła popołudnie czujemy się i kompetentni i, co ciekawsze, zainteresowani. Jazda.

Otóż, ja, iksińska, odpoczywam. Wprawdzie, wtręt wybaczcie, przewalają się właśnie strasznie ważne unijne walce, miażdżąc jednych i  wytrząsając na powierzchnię drugich ale moje życie, przez jedyne pięć minut tkwienia w telewizorni na przedziale czasu jakichś ostatnich 25 lat, nie zostało zaburzone i jest ok. Oglądam filmy na jutube bo netflix promuje na świecie aborcję, więc się wypisałam. Grosza złamanego nie sypnę na środowisko, które zniża się do poziomu nazistów i komunistów i mordowanie czyni opcją . Tylko chore umysły mogą upatrywać w zabijaniu niewinnych dzieci sposobu na rozwiązanie jakichkolwiek osobistych czy społecznych problemów. I niestety, ludzkość jest ostro tym myśleniem ukąszona.

Zatem, przycupłam w rodzinnym zakątku zachodniej Polski, zostawiłam wszystkie tematy swoje i świata i gotuję obiadki moim kochanym Rodzicom. Jest nam tutaj jak u Pana Boga za piecem, pod warunkiem, że siedzimy w domu i nie wychylamy łbów na ten żar lejący się z nieba i... nie rozmawiamy o pitolonej polityce. Ta menda potrafi zepsuć każdą atmosferę i puścić ludzi z torbami pełnymi wzajemnych urazów. Bez sensu.

Ale zatrzymajmy się przy sobocie, kiedy to zjechalim w te strony, odpoczywać. Wszystko cacy, pod wieczór zbieramy się z dziewczynami na Mszę, bo my święte kobiety są. Idziem pieszo, co tam. Dwa kilometry. Żar jeszcze owszem, zieje. Ja kartę do portfela kładę, jeszcze po Mszy pójdziem po sklepach poszperać, spódniców tudzież szortów i koszulek nakupić, czy czego tam. Babom zawsze mało a nadgodziny spłynęły. No to i spłoną. Spoko. Na Mszy my. Na tacę czas. Patrzę ci ja, ni mo. Portfela ni mo w torbie. Nigdzie. Za przed, pod. Wcięło. Wracam do dom, z nadzieją, że jednak został cudem jakim na kanapie. Ni chu chu. Szukam w myślach. Nic, tylko kto mi zwinął w kościele, jak torba obok spoczęła a ja w ołtarz zapatrzyłam się. Innej opcji nie ma. Unieważniam kartę, jadę na policję. Policjant rozbawiony. Ho, ho, katole kradną portfele w kościele. Heh. Ale zajęty bardzo, radzi z ranka niedzielnego zgłosić. Ok. To ja jeszcze do księdza podzwonię. Może kto zgłosił czy co. Umawiamy się, brachol przywozi mnie. Wchodzim, świecim latarkami pod ławkami. Nigdzie. Nic. Ok. Przyjdzie mi DO ponownie wyrabiać, tudzież prawko i karty tyż ni mom. Z dala od domu swojego osobistego, pozbawiona wszelkiego namierzenia tożsamościowego. Szczęśliwie, kasę wszelką trzymam gdzie indziej, więc...

Mama, fejsa sprawdź - Misia do mnie. No, emocje opadły, pogodzonam ze stratami, odpalam. Wiadomość od nieznajomego. Że portfel mój ma i czeka. Ok. Dzwonię. O, on po sąsiedzku, niedaleko, na służbie. O, wa. Biorę córy, idziem. Ktoś mu przyniósł, bo znalazł przy drodze czy co. W każdym razie, odzyskuję wszystko, dziękuję panu, wracam, padam. Rodzice litanie do Świętego Antoniego mówili gdy ja szamotałam się  z telefonem. Co mi Święty  pomoże, jak mi w kościele ukradli? Że się raptem skruszą, forsy nie ruszą i wszystko grzecznie w łapkach przyniosą? He he. No. W sumie,  co zaszło, nie wiem. Szamotaniem nic nie zwojowałam.  Portfel odzyskałam. Są dobrzy ludzie na świecie. I Święci w Niebie😍.

Dzionek znośniejszy dzisiaj. Pogramy w siatę z Zu. Bo jest ci ze mną tu a  przegonić kości dobrze, człowieku. Bujanie w oponce też spoko ale oponka od tego nie zniknie😄.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz