Otóż, tak jest. Zarejestrowałam się. To było naprawdę wydarzenie. Jakżem zajechała do przychodni na siódmą rano, to kolejka czekała nie na zewnątrz przychodni, jak drewniej bywało, tylko w e w n ą t r z. Niewiarygodne. To się grzecznie ustawiłam w kolejce za młodym, przystojnym, przeziębionym panem i odczekałam swoje. Po mnie, jak i przede mną, przybyło moc naroda. Mizerne, harlejące, o kulach i o własnych nogach. Głupio tak nie ustąpić krzesła pani z kulą ale nikt poza mną na to nie wpadł. Nie, żebym się chwaliła, bo czym, ale co z wami ludzie. Że Kula bliźnią z kulą zrozumie??? Równo, a właściwie z kilkunastominutowym opóźnieniem, panie zaczęły rejestrować. Kolejka ustawiła się przy kontuarach i mysz, psze państwa, nie prześlizgłaby się przez ten zwarty kordon pacjentów. Nikt. Z kulą, nie z kulą, starszy, młodszy. Każdy swego miejsca pilnował jak ognia. I ja. A jak.
Potem...Po prostu buła z masłem. Byłam ostatnia do załapania na wizytę. Perfidnie, zapytałam na odchodnym, czy rejestrują telefonicznie... O ludzka naiwności. - Sama pani widzi - odpowiedziała naprawdę miła pani z recepcji. Oczywiście, sama widziałam i nie radzę rejestrować się telefonicznie. Niedoczekanie.
A ja postanowiłam odchorować swoje. Wziąć zwolnienie na ile doktor da i po prostu leżeć bykiem, krową, cielakiem, czymkolwiek. Jeszcze muszę bardzo choro wyglądać, żeby doktor nie pomyślał, że symulantka ze mnie i leń do roboty...
I się, owszem, cieszę, że mogę na zwolnieniu dostawać wynagrodzenie bo w 'tymkraju' ludzi za nic mają i wielu rodaków normalnie, jak zachoruje, to NIC. Nie robisz, nie płacimy. Chcesz jeść albo kupić leki??? Radź se, zasmarkańcu. Na szczęście, te tzw stawki minimalne PiS podniósł do jakichś w miarę realnych kwot i wiem z autopsji, że to się rzeczywiście przełożyło lekko na jakość życia. Lekko. Jak masz umowę o pracę, to milcz. Nie wiesz, że nie wszyscy mają prawa pracownicze i to się dzieje tu i teraz a nie sto lat temu w Anglii. Sto pięćdziesiąt.
O ile mi wiadomo, zima odpuściła. To dobry znak dla mnie. Tak jest. Posprzątam chałupę, hydraulik zamówiony. Nie jest źle. Może sterta z łazienki w końcu zacznie stopniowo topnieć. Oby pan się sprawił i zostawił mnie w pogodnym nastroju. Jak masz dobrą pralkę, milcz. Nie rozumiesz, co to znaczy wyciek ze ściany i tysiąc prób własnym asumptem. NIC z tego. Trzeba fachowca i trzeba zabulić. Pozostaje mi życzyć sobie pana o wysokich kompetencjach i nie aż tak zapierającym dech w piersiach cenniku...
Przybywaj hydrauliku. Tak jest.
O szczęśliwości szczęśliwych. Żyć.
I znowu, po edycji nierówno. Trudno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz