czwartek, 8 marca 2018

Co czynić

I co tu czynić z materii dnia, który wyłonił się zza chmury szary i ponury...

 Ledwo odrolowałam roletę a tu auto policyjne wlepia się reflektorami we mnie. Gapię się na nie. Siedzą policjanty i szykują wejście na klatę. Do kogo tym razem? Olewam. Idę zamieść wczorajsze błoto, które nanieśli wczoraj do dom barbarzyńcy. Jeszcze   swoje słodkie, błotne ślady na sanitariatach i parapetach dołożyły koty. Teraz już zeschły i został czarny piasek zewsząd. Pozamiatane. Raptem łup na holu. Otwieram drzwi a tu policjanty idą ku schodom. I, co tak, z kopa im wolno w bramę? Spojrzeli, pomilczeli, poszli  na górę a po kilku minutach zeszli. Schodami. Żywi. Może przestępców nie zastali...

Potem przyjechał, z telefonem przy uchu, Wicia.
 - O, co ty tu robisz - on do mnie. Hm. W swoim domu w łóżku? Co ja tu robię?
- Choruję - odpowiadam zgodnie z prawdą, na co on, że strasznie dużo luda po szpitalach leży i sprawdził mój antybiotyk.
-Mocny. Bierz - radzi.  Wiem. Biorę. Potem zabrał Ambriego i już nie ma tu go. Wicia. Człowiek, któremu wybacza się wszystko.

A teraz, zażywszy  pożywnego śniadania, zasiadam do lapa i mam tzw labę. Póki reszta nie wróci skądś, ja używam żywota. Tak. Na zwolnieniu to najlepsze. Używanie żywota. Już mi tak nochal nie puchnie i katar ustąpił, reszta mnie też się chyba w końcu leczy ale czuję się słaba fizycznie. Połażę trochę i do wyra z powrotem. To co tu robić jak nie używać.

Wczorajsza afera z pitami przeszła w fazę podskórną i kto wie, co tam i kiedy wypłynie. Jaki ten kraj poryty. Ludzie się bronią przed paszczą państwa, zatrudniają jednych  na czarno, na pitach  wypisują łgarstwa  i to jakoś się kręci. Ja cię kręcę.

Potem poważna rozmowa z Ikuś o tym, jak to Pan Bóg zawile świat stworzył. Że nie ma łatwo i gotowców na talerzu. Nie ma. I że człowiek, bąk taki wkręcony, co ma robić, jak nie kręcić się tu i teraz w stronę, w którą mechanizm się kręci z natury rzeczy. I że ta ludzka natura pokrętna nie mniej jest a On, Bóg, patrząc na to, co Sam stworzył zgodnie ze  Swoim pomysłem, jest jakby... odpowiedzialny... I nie chodzi o to, że ty czy ja NIE tylko o to, że jaki mamy wybór. Ano taki. Albo orzec: 'ok, masz i tak rację' albo 'sory, pomyliłeś się'. A ponieważ zrobiłeś jak zrobiłeś i nie zapytałeś nikogo o zgodę,  jedyne, co nam pozostaje to opowiedzieć się za jedną z tych  opcji.   Niemniej jednak, cóż, są konsekwencje. Też mnie to, na dzień dzisiejszy, wkurza.

Paradoksem jest to, że... jestem Jemu wdzięczna. Za to całe egzystencjalne napięcie, które sprawia, że nie jestem zwierzęciem. I że prawda jest kategorią, o którą warto się pobić. I że kłamstwo ma krótkie, obślizgłe nogi. I że miłość... Ła. Co z nią? Kto wie? Co to za jedna? Czy to wstrętna starucha zatroskana o nieskazitelność fasady czy wariatka biegnąca po piaszczystej drodze ku wzgórzu? I co tam ją spotka. Tylko, że ona nie pyta.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz