czwartek, 13 maja 2021

Mam sąsiadów

 Ano mam. Słów brak. Po prostu. Piją, coś tam szabrują i tak żyją. Są gdzieś jakieś dzieci ale pewnie w domu dziecka. I chyba lepiej dla nich. A z  sąsiadami wieczne utrapienie. Nie bardzo da się z nimi  rozmawiać, bo jak trzeźwi, co rzadko się zdarza, to siedzą cicho  i nie wadzą. A jak nietrzeźwi, co częściej się zdarza, to są głośni i wadzą. Coś tam bełboczą ale nie do końca wiadomo, ile rozumieją i co chcą powiedzieć. Jeszcze psy dwa zawsze z nimi. Jeden to obszczywał mur na hollu, jak go siostra sąsiada prowadzała, ale już  jej nie ma. Siedzi, bo go, brata swojego, dziabła nożem  któregoś dnia i  leżał jak nieżyw pod moimi drzwiami. Matko Boska. Pogotowie wezwaliśmy, odratowali. Wrócił po dwóch tygodniach, chwalił się szwami i podziękował za odratowanie. Nawet Merci przyniósł, że mu życie uratowałam. Ano, na to wyszło. No i był powrócił i znowu pije, sprowadza kulieżanki i mają wesoło. Tera to na parapecie mi siedzą od podwórza, palą i smętnej muzy słuchają. Kurza twarz. Bardzo proszę, ale nie na moim parapecie. Boże na niebiesiech, o domek wolnostojący usilnie upraszam, bo sama pozabijam. Zatrzymałam się na chwilę przy oknie  i słucham. Kobita,  chyba matka jego dzieci, co teraz z jakimś innym strasznie po twarzy zapijaczonym typem się prowadza, wstaje i mówi: 'k..wa, zje...ne życie mam. Takim zje...nym człowiekiem jestem.' Sąsiad też wstaje i idzie. Ona: 'gdzie idziesz?' On: 'do domu, kur..., napić się'. Koniec rozmowy. 

Poryczałam się. Zje...ne życie sąsiedzi mają. Nie ma dla nich ratunku. Albo się zapiją albo pozabijają. Ja mam Pana Boga i żyję dzięki Niemu. Mam też życie że wow ale wiem, czego się trzymać, żeby mnie piekło nie pochłonęło za życia i po życiu. A oni??? Nie, nikt ich nie wychowywał, poza ulicą. Patola, po prostu. Bez szans i wzorców i bez wsparcia znikąd. I tak sobie pomyślałam, że nikim lepszym nie jestem. Miałam więcej szczęścia, bo rodzice dali mi wychowanie i wykształcenie i przekazali wiarę. Tak było i to stało się dla mnie budulcem kręgosłupa, który,  pomimo zajebiozy życia, utrzymuje mnie  w pionie. Oni tego nie dostali. Więc toczą się dzień po dniu, bez celu, puszka za puszką, flaszka za flaszką.

Czy jest możliwy ratunek??? No, czy jest dla nich jakiś ratunek??? Halo???

Może i wy, sąsiedzi, o których myślę, co myślę, ostatecznie zadziwicie i siebie i wszystkich.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz