sobota, 23 stycznia 2021

Dalej tropię

 Ja dalej tropię Madsa Mikkelsena. Wczoraj obejrzeliśmy w wąskim gronie film z 2009 'Drzwi'. Trochę mnie zawiódł, ale, jeśli nie traktować rozwiązań technicznych tematycznie jako kluczowych, czyli odejść od dosłownego rozumienia fabuły, film zdaje się kryć ciekawe pytania.  O tym filmie napiszę, jeśli napiszę, innym razem.   Idąc raz za razem, tropem mojego ostatnio ulubionego aktora, włączyłam sobie na przyspanie kolejny film, który mnie zwalił z nóg. Totalnie. Film, oczywiście z wyżej wymienionym założeniem, żeby jednak odejść od interpretacyjnej dosłowności, stawia naprawdę ostre pytanie. 

Jest dwóch braci. Jeden jest naukowcem a drugi w sumie nikim. Spotykają się w szpitalu, przy łożu śmierci ojca. W spadku dostają szokującą wiadomość. Primo, nie ojciec jest ich rodzonym ojcem a, secundo, mają oni różne matki, które obie, przy porodach, umarły. Bracia decydują się odszukać fizycznego ojca, bo ciężko człowiekowi żyć z nieokreślonymi korzeniami. Więc, de facto, odciętemu od nich. Podróż, uwieńczona sukcesem odnalezienia siedziby ojca, staje się totalnym koszmarem poznania prawdy. Cóż. Prawda, jakakolwiek by nie była, jest lepsza niż jej brak i związany z nim defekt tożsamości. Niektórzy określają ten film jako czarną komedię. Zapewniam, to nie jest komedia. To jest ostro pokazany dramat skutków przekazu rodzicielskiego, z którymi musi się zmierzyć, jeśli znajdzie na to siły, potomstwo, sponiewierane u progu życia. A jeśli nie znajdzie, to łatwiej nie będzie, bo nie zrozumie swojej sytuacji i mechanizmów, które czyniąc życie pozornie  łatwiejszym, pozostawiają odczucie pustki i niewytłumaczalnego niepokoju.

Czy ja ten film polecam? Nie wiem. Może warto dla sceny końcowej a może nie warto truć sobie duszy. Jeśli poprzestaniesz tylko na warstwie zewnętrznej, fabule, którą posłużyli się twórcy, możesz mieć wrażenie, że jest to jakiś typ mrocznej, ciężkiej komedii. Ale jeśli pozwolisz poigrać swojej wyobraźni, znajdziesz jakąś  odpowiedź na pytanie, czy życie, ludzkie życie, jako takie, ułomne, skrzywdzone i na pierwszy rzut okiem, absurdalne i może, niepotrzebne, podlega jakiejkolwiek debacie. Czyjej? Gdzie jest ten trybunał, uprawniony, i przez kogo,  orzekać o prawie do życia lub o jego odebraniu. A to bardzo aktualny dylemat. 

Co mnie w Mikkelsenie intryguje, to prostota odgrywanych ról z podskórnym dylematem, któremu bohater próbuje sprostać, nie do końca go rozumiejac, ale ewidentnie przeżywając. Wszystko to się rozgrywa w mniej lub bardziej absurdalnych sytuacjach codziennego życia. 

Wiem, że będę szukać kolejnych filmów, bo interesuje mnie kwestia rozstrzygnięć w temacie sensu tego, co   m u s i m y  przejść, czy tego chcemy czy nie. Czy jest to bezcelowa wędrówka błędnych rycerzy czy też droga ku celowi, który wart jest uporu i wysiłku, by tej wędrówce nadać jakiś wyraźny, dobrze rokujący kierunek. Odnoszę wrażenie, że z odpowiedzią, jaką czytam, jest mi po drodze. No chyba, że się totalnie mylę. Wtenczas to odradzam. Kaszana. A po duńsku '(Mænd og høns'.



2 komentarze: