sobota, 19 maja 2018

Gdy sypie się domek z kart

Żadna filozofia. Obejrzałam film. Tytuł, jak tytuł, 'Glengarry Glen Rose'. Nasi się chyba nie pokusili  o tłumaczenie ale, jak dla mnie, to nazwa własna, bez wiekszego znaczenia dla sytuacji z filmu. Nie wiem, jak to się stało, że dopiero go znalazłam. Film zrobiono w 92, więc wieki temu. Może wtedy, tutaj, w Polsce, problemy nakreślone w filmie, były dla nas nieco z innego świata. Porządek korporacyjny zaczął dopiero z wolna instalować się  w naszym kraju i, krok po kroku, mentalności. Współczesny odbiorca doskonale połapie się w sytuacji ale nie koniecznie jest odbiorcą tego typu przekazu. Bazą dla filmu są dialogi a rzecz, w zasadzie, rozgrywa się w dwóch czy trzech wnętrzach. Zero efektów specjalnych i nieprawdopodobnych zwrotów akcji. Po prostu, męskie rozmowy w sytuacji pojawienia się zagrożenia dla tymczasowej stabilizacji. 

Dopóki jestesmy w miare bezpieczni, wiedziemy swoje życie z dnia na dzień. Robimy co do nas nalezy, rozglądając się bardziej lub mniej po cichu, za lepszymi perspektywami. Jesli jednak status quo nie zmusza do większego ryzyka czy wysiłku niż zazwyczaj, zadawalamy sie ofertą życia i przewijamy dzień za dniem, nie bardzo siląc się na pytanie o więcej. Dopiero sytuacje podbramkowe dokopuja się głębiej, wymuszając postawienie pytań z innej półki niż tylko ile i co za ile.

Czterech agentów nieruchomościami staje w sytuacji wyboru. Albo drastycznie wzrośnie sprzedaż albo lecą na pysk. To, co ujawnia taka sytuacja, jest warte prześledzenia. Co zrobisz, kiedy wyborem jest wsparcie drugiego kosztem zaryzykowania własnego intertesu. Czy jestes kumplem czy hieną, która, nie wiedzieć kiedy, zaciągnie cię w kozi róg, by ugrać, twoim kosztem,  cokolwiek dla siebie. I czy hiena jest rzeczywiście bezduszną hieną czy też  kryje się w niej coś jeszcze głębiej, jakiś ludzki dramat. 

Dialogi oscylują wokół  tego jak przetrwać, jak robić interesy, jak być skutecznym, jak wydoić klienta po to, by samemu mieć  godne życie, czy tylko, na godnym poziomie?  I jak to się dzieje, że wymusza ono  na nas, ludziach, zachowania naprawdę różne. To, kim się stajemy, nie tylko w sytuacji zagrożenia, zależy od tego, co mamy w głowach, jako pierwotną, nienaruszalną zasadę postepowania wobec siebie i innych. Czy ja jestem 'bogiem', tym najwyższym kryterium odniesienia,  a drugi mi służy jako środek do moich celów czy też drugi człowiek ma dla mnie choćby porównywajną wartość jak ja sam i nie sprzedam go za żadne dobro. Alec Baldwin - nie widziałam faceta w tak dobrej roli. Młody, agresywny skurczybyk, posłany z misją poustawiania zależnych od korporacji pracowników.  Korporacyjne bydlę z roleksem czy czymś w tym gatunku , dla którego wartość ma tylko i wyłącznie pieniądz a człowiek jest jego wydajnym sługą lub nie ma go. Świetna rola. Dla mnie, odkrycie Baldwina. No i , oczywiście, Al Pacino. Zresztą, każda postać w tym filmie to kopalnia do odkrywania. Męskość? Człowieczeństwo? Porządek moralny?

Ja ten film jeszcze obejrzę kilka razy. Gdyby nie naprawdę soczysty język, polecałabym go w szkołach na godziny wychowawcze jako dobrą realizacje tematu: 'Miejsce człowieka w świecie pieniądza'. Albo 'Miejsce pieniądza w świecie człowieka'. Warto się pobić o wnioski.

https://www.youtube.com/watch?v=QkHIbmy2d5Y

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz