czwartek, 29 marca 2018

Oto jest

Pierwszy dzień Triduum. Czyli trzech dni, w których rozgrywa się, po raz kolejny, historia naszego zbawienia.

Ja też mam z tym problem. Bo o co właściwie idzie? Na ostatnim spotkaniu niewielkiej grupy z o. Antonim, przyparta do muru uzmysłowiłam sobie, że...

Ja tak otwarcie i bez pamięci to nie. Ja nie kocham Boga miłością bezwarunkową i doskonałą. Ja się w ogóle zastanawiam, czy ja Go kocham i co to, niby, znaczy. Czy raczej, co to, naprawdę, znaczy.

Bo że On. Nie zdarza wam się tragicznie wątpić w miłość Boga do człowieka, gdy patrzycie na świat, w który wprowadzono was bez waszej wiedzy i zgody? Nie wybieraliśmy rodziny, wiary, warunków bytowych, talentów, które udało się odkryć i rozwinąć lub które, nie wsparte i nierozwinięte, przepadły. Niestety, bez naszego udziału, są to warunki bardziej lub mniej optymalne czy mniej lub bardziej niekorzystne. To mamy jakby za darmo. No właśnie. To jest dla mnie tajemnica. Darmowe wyposażenie. Darmowe ogołocenie. Po co? Dlaczego?

I wola, która przesądza sprawę. Owszem, weszliśmy w świat ugodzony poznaniem, którego skutki czynią nas odpowiedzialnymi. Rozumiejąc porządek rzeczy, wpisujemy się, własnym postępowaniem, w  skończony łańcuch kolejnych generacji, współtworząc historię ludzkości. Dla nas przeznaczono konkretny wycinek czasu, umiejscawiając nas w konkretnym środowisku. Oba czynniki, czyli nasza czasoprzestrzeń, jest areną, na której odciskamy swój ślad, pomni lub niepomni na doświadczenia i dorobek poprzedników. Czy jesteśmy bezwolni? Czy jesteśmy zdeterminowani? Ograniczeni w podejmowaniu wyborów?

I co ma z nami wspólnego milczący dzisiaj na krzyżu Bóg, o którym powiadają, że co uczynił, uczynił z miłości??? I co z naszego życia wyniknie dla nas samych, przyszłych pokoleń i Niego...

Czy pozwolimy, niechlubnym wzorem wyznawców tej czy tamtej ideologii, sponiewierać życie i uczynić ziemię, ponownie, miejscem kaźni jednych dla korzyści drugich? Czy staniemy po stronie życia, niezależnie jak bardzo dotkniętego słabością z prospektem na 'nieprzydatność'. Wybór należy do nas. A On? On dał tę wolną wolę, ugiął się przed naszym nieposłuszeństwem, nie zabrał, obrażony, zabawek, i, niezależnie od ceny, jaką płacimy i On i my, gra dalej.

Co do odpowiedzi, czy Go kocham. On dał mi poznać prawo naturalne, prawo Dekalogu i ewangeliczne dopełnienie. Nie mam jak nie wiedzieć, gdzie jest prawda a gdzie jest kłamstwo. Nie chcę wchodzić w strefę śmierci, bo chcę żyć. I to mało jest dla mnie. Ja chcę żyć wiecznie. Ale nie byle jak. Nie w rozpaczy. Nie w wyrzutach sumienia i generowaną przez nie nienawiścią. Zawiścią. I koszmarną, na wieczność, samotnością. Nie chcę tego dla siebie ani dla nikogo innego. I dlatego idę w to, co odkrywam jako trudniejsze teraz ale jednoznaczne moralnie. Bo wszystko jest albo dobre albo złe. Skąd to wnioskuję? Z poznania dobra i z poznania zła. Że oba są i oba czynią w świecie swoje. Albo dobro albo zło. Zatem, moja obecność na tym świecie, ograniczona nieco tym, czego nie wybrałam ale darmo dostałam, staje się warunkiem początkowym dla tych, co po mnie przyszli i przyjdą. A dla Boga? Co daje Jemu moja tutaj obecność? Chwałę? Czy może czynię Jemu fałszywy obraz, przed którym pierzchać będą ci, dla których  stanę się powodem zgorszenia...

Nie mam dokąd pójść jak tylko ku Niemu. I tą drogą idąc,  chcę odkrywać, dlaczego zginął jak zginął, co, tak naprawdę krzyczałam w tłumie i dlaczego trwa to do dzisiaj. 

Triduum. To nie pamiątka. To realnie rozgrywający się dramat umierania Boga. Czy On tak musiał??? I czy my musimy?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz