niedziela, 18 lutego 2018

Bez odpowiedzi

Co rusz o nich słychać. Że wyruszyli i że są w drodze. Że utknęli w którymś obozie. Że doszli. Albo, że coś poszło bardzo nie tak i któryś utknął na wieczność. Strach oblatuje nasze  serca bijące w bezpiecznych zakątkach naszych bezpiecznych sytuacji, w których nie ma miejsca na szaleństwo pasji.  I oglądamy dalej. Media przepuszczają jazgot naszych świętych racji. Ile osób tyle opinii. Jakim prawem. Sami tego chcieli. I kto ma się teraz zająć wdową oraz dziećmi. Straszne pytania wobec okrutnej rzeczywistości płacenia ceny za wybór.

Bo wybór jest kluczem. I, paradoksalnie - chyba Pan Bóg, planując ludzki umysł, miał ubaw, dopuszczając do użytku tę opcję rozumowania - brak wyboru nie zwalnia z ceny, jaka przypada każdemu za wszystko, co zdecydował i podjął. Lub nie podjął, pomimo pragnienia, któremu pozwolił zaistnieć. Czy lepiej przeżyć bezpieczniej ale dłużej - co nie koniecznie się zdarzy -  czy też może porwać się na coś, czego wizja wybudziła nas ze snu, puściła w żyły adrenalinę i już nie zniknie... Bo pragnienia to moc a przespać moc to jak nie żyć. I dlatego, niektórzy lądują, zamiast z piwem przed ekranem, na stokach przerażająco, o czym mogą na początku nie wiedzieć, niebezpiecznych tras, na które naprawdę niewielu się porywa. A może i nikt przedtem. A może zbyt wielu z tych, którzy  się wcześniej odważyli, pozostało w skalnych grobach, czekając nie medialnej rozgrywki na argumenty za-i-przeciw.

'Czekając na Joe' to film zaproponowany przez Ambriego. Ok. Spoko. Usiedlim sobotnim wieczorem na narożniku jak śledzie, przy drugim jeden, załadowali film i zeszło sto minut, jak z bicza trzasł. Ja czasem przy filmie, późną porą, i przysnę ale wczoraj ślipia nie odpoczęły. Dwóch młodych ludzi wybrało się na sześciotysięcznik w Andach. Jak zaplanowali, tak poszli. Jak poszli, tak doszli. I potem trzeba było wracać, bo ile możesz, z niknącymi zapasami, bez komórki i możliwości ściągnięcia pomocy, podziwiać choćby i najpiękniejsze widoki, jakich na płaszczyznach nizin nie uświadczysz. I wtedy zaczyna się dziać. Jeden z uczestników, Joe, skacząc nieszczęśliwie w dół, łamie kość, która wbija mu się swoim złamanym szpikulcem w inną część nogi. Mężczyźni wiele nie rozmawiają, głównie próbują schodzić ale ten moment, kiedy jeden mówi drugiemu, że złamał nogę, jest dla obu jak wyrok śmierci. I co wtedy zrobisz? Czy, ryzykując własne życie, spróbujesz wspierać połamańca czy też wiedziony racjonalnym przekonaniem, że to się i tak nie uda, spróbujesz ratować siebie? I to jest kluczowe pytanie o jakość człowieczeństwa. Nie chodzi mi o osąd ale o moment wyboru, który decyduje, czy przez całe późniejsze życie, jeśli się ono zdarzy, będziesz mógł patrzeć w lustro.

I naprawdę nie chodzi o to, co jest źródłem sytuacji skrajnej: czy twoja pasja, na którą się zdecydowałeś czy też, niezależne od ciebie,  okoliczności życia. Ważny jest moment dokonywania wyboru: co, tak naprawdę zrobię, gdy stawką jest życie moje albo czyjeś. Albo 'tylko' dobre imię moje lub czyjeś. Czy inne dobro, na tyle ważne, że   n i e   d a    s i ę   u n i k n ą ć   podjęcia decyzji. Kim się okażę w momencie wyboru i kim się stanę potem?

Oglądaliśmy film z wypiekami na polikach. A w mojej głowie pytanie pika: kiedy zejdą z kanapy i wyruszą. Bo, że tak, niestety, nie wątpię. I się trochę boję. Wiem, jak wyglądają czekany, bo już dwa w domu są. Wiem, co to są raki, bo... są. A ten takie filmy proponuje na sobotnie oglądanie. I co będzie dalej?

https://www.cda.pl/video/56847127

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz