To ja jestem Szymonem
przykutym do pługa codzienności
od świtu po nocne dzwony
Tyram na chleb
by jeść
by mieć
by chcieć
Tak wiem
podobno chodzi po okolicy
ktoś bardzo bardzo dziwny
Nie moja sprawa
Nie mój temat
Nie te klimaty
Nie ta śpiewka
Problem
że raptem
nie mam wyboru
Ten Człowiek stanął na mojej drodze
nie pytając o moja zgodę
jak żebrak na ulicy ze swoim głodem
jak chory ze swoim białym łożem
jak bandzior słusznie w celi więzienia
i każdy, co zapomniał sumienia
Odczepcie się
mówię wam
tak jak ja
radzę sobie sam
Ale nie
wprzęgam się
czy chcę czy nie
czy zmieniam się


