sobota, 9 czerwca 2018

Góra

Tego Aktora poznałam późno. Rzeczywiście, wiele w życiu przespałam.   Odkryłam Go, jakby dla siebie, obejrzawszy 'Gran Torino', film pełen uroku, dowcipu i wartości. Clint, w mojej historii oglądania jego filmów, miał potem długi przestój. Czasem coś tam zobaczyłam ale nic, w moich oczach, nie dorastało do tej pierwszej fascynacji. Do wczoraj.

I mam taką trochę smutną refleksję.  Porywając się czasem na seans kina całkiem współczesnego, przeważnie doznaję zawodu. Dzisiejsze możliwości techniczne dają  wszystkim rozległe pole do popisu. Również filmowcom. Niestety, to, co rozczarowywuje mnie w ludzkości, to fakt, że idziemy wszyscy na łatwiznę. Dialogi poszły w wulgaryzm i filozofię macho. Efekty specjalne wyparły z naszego życia wyobraźnię i wysiłek. To, co widzimy na filmach, to animacja komputerowa. 

 I dlatego często wracam do kina z epoki minionej. Fakt, jest ono naznaczone piętnem zimnej wojny ale taki był wówczas świat. Filmowcy inspirowali się rzeczywistością a aktorzy mieli konkretne umiejętności.

'The Aiger sanction' nie odbiega scenariuszem od zagadnień przerabianych przez powojenny świat. Są 'oni' i jesteśmy 'my'. Są źli i dobrzy ale jedni i drudzy robią to samo. Wymyślają coraz skuteczniejszą broń, żeby zyskać wiekszą kontrolę nad światem i zatrudniają efektywnych  profesjonalistów do wykonywania brudnej roboty. Zatem, pytanie, którzy są dobrzy a którzy źli, rzeczywiście staje się zasadne. Może wszyscy sa tacy sami i wszyscy tkwią jak tryby poutykane w tę samą machinę zwaną sprytnie 'wyższym celem', nie gardzacym jednak niższymi sposobami, z których podstawowym wydaje się dobrze płatne zlecenie na głowę.

Poza dialogami, w których Clint, w sile wieku bedąc, robi  naprawdę mocne wrażenie , film oferuje spektakularny pokaz umiejętności wspinaczkowych. Akcja na skale, z linami, rakami, tym wszystkim, co niektórych wywabia ze snu życia na kanapie i popycha w ekstremalne warunki zmagania  się i ze soba i z tym, co może zaoferować obojętna na ludzki dramat natura gór, należy do wyjatkowych w kinematografii światowej. Ja po prostu czapkę w dół. To, co prezentuje Eastwood na  skałach to jest absolutny rekord świata. Ten człowiek umie posługiwac się linami, wspina się na pionową skałę sam i do tego jest wrednie inteligentny, pozbawiony taniego moralizmu i fascynujący w typie męstwa, które prezentuje. Dzikie, nieokrzesane ale zaprawione dobrym rdzeniem męstwo człowieka, który wie, co to błoto życia i potrafi w tym błocie wynajdywać perły. Może ta postać nie wpisuje się w scenariusz dobrego chrześcijańskiego mężczyzny, który nie tknie obcej baby i nie  da się zwieść na pokuszenie.  Jednak, w tym wszystkim, czy pod tym wszystkim, kryje się głęboka etyka człowieka z zasadami. I to też ma swoja wartość.

Ech. Gdzie ci męzczyźni, prawdziwi tacy...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz