niedziela, 12 stycznia 2025

Do nastepnego

 To się nachorowałam, aż bokiem wyszło. 

Niedziela wieczorem. Byczo.

Tak. Ten rok wezmę  we własne ręce. Nie dam się więcej.

Będę rządzić.

Wszystkim i niepodzielnie.

Bezczelnie.

O której wstaję.

Czy sprzątam czy się byczę.

Czy lubię władzę czy jej nienawidzę.

Komputer włączę od wielkiego dzwona. 

Odstawię nałogi

i posprzątam serce.

Mucha nie siada.

A pająk spada.

Halo. To ja, całkiem odmieniona.

Do następnego

zrywu.






wtorek, 7 stycznia 2025

Kartka z pamiętnika siódmy stycznia

 W nowy rok weszłam z gorączką, bólem głowy, dupy i wszystkiego. Tak mnie trzymało przez cztery dni aż w niedzielę wstałam, chwiejąc się na nogach. Doczłapałam się do poniedziałku i, o , nie, zdecydowałam. Idę we wtorek po L4.

Godzina 7.20 a ja sterczę w kolejce.

Wiecie jak tam jest na Sienkiewicza? Chorzy ludzie stoją w kolejce    n a   z e w n ą t r z     aż zostaną o wpół do wpuszczeni. Jakiś ch. tak to po prostu rozstrzygnął, że chorzy będą czekać na zewnątrz. Pani się opóźniło otwieranie drzwi o jakiś kwadrans, no może mniej, oddajmy kobiecie sprawiedliwość. W kolejce 25 osób. Policzyłam. Zarejestrowawszy 10 osób pani cienkim głosem oświadcza, że już  miejsc nie ma. Podnosi się larum. Miejsc nie ma i nie będzie a pani nie będzie odpowiadała na pytania. Dyrektor od 14, proszę się umawiać albo pytać, czy pani doktor raczy przyjąć. A jeśli nie??? - pytam w bezsile. To nie jest problem pani z rejestracji tylko mój. No, taka duża dziewczyna a nie czaję. Wychodzę. Nogi się trzęsą. Nie śmiejcie się, po sześciu dniach ostrej jazdy nie mogę się dostać do lekarza. I nie mogę iść do pracy, bo jestem nadal chora. 

Idę do innej przychodni i zapytuję, czy się mogę przepisać. Jasne, deklarację wypełnić i huzia. Ale lekarz dzisiaj nie przyjmie. A ja taka zawzięta na to zwolnienie bo jestem chora i muszę leżeć a nie przy tablicy sterczeć. Takie mam opcje: albo ryzykować dzisiaj w 'mojej' przychodni i pytać doktor o przyjęcie albo tutaj jutro albo... Idę i myślę. Serce mi kolebce się w klacie, wyć się chce a nogi się trzęsą.

Wróciłam. Otwieram kompa. Wiecie co? Znalazłam rozwiązanie. Mam L4, mogę wrócić do łóżka i się spokojnie wyleżeć. Tak. Kosztowało. Tak. Kwadransik trwało.

Teraz tylko mnie, Leszczyno, zapytajcie, jak się czuje chory w uśmiechniętej służbie 'zdrowia'. Jak w potrzasku, śmieć zostawiony sam sobie.

A. Jeszcze tylko leki. Z apteki. No i taka rozkmina, co mi dać może Leszczyna. Mi nic. Sama zapłacę.